Łukasz Wojczak - rekonstrukcja Bzura
Łukasz Wojczak - rekonstrukcja Bzura
jazlowiak jazlowiak
4821
BLOG

Piechota polska w 1939 roku

jazlowiak jazlowiak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

 Piechota w roku 1939

Niezwykłym faktem jest to, że myśląc o kampanii 1939 roku w naszej świadomości ścierają się dwa wizerunki, jakże symboliczne dla wrześniowych dni. Pierwszy z nich to kawalerzyści, pędzący z obnażonymi szablami do szarży, w dramatyczny i romantyczny sposób kończący w tej jesiennej scenerii wielowiekową historię jazdy polskiej. Następny z tych wizerunków, to żołnierz piechoty, który w charakterystycznym baniastym hełmie pokrytym chropowatą salamandrą, z tornistrem i długim karabinem z nieprzejednaną wiernością pokonuje na własnych nogach dziesiątki kilometrów, aby następnie ruszyć do walki i do ataku na bagnety. Ten wizerunek piechoty niesie w sobie nostalgię żegnania się z tak samo nośną legendą jak kawaleryjska.

Rok 1939 był bowiem końcem dziejów polskiej piechoty ukształtowanej legendami Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego. Na nich zbudowano tradycje piechoty odradzanej w krwawych walkach Wielkiej Wojny i o granice II Rzeczypospolitej w latach 1918-20. Spełnione marzenie o wolności pozwoliło na położenie szczególnego nacisku na moralne kształtowanie postawy piechura mającego być następcą poprzedników spod Raszyna czy Olszynki Grochowskiej. Polski piechur był personifikacją dawnych tradycji i tak ruszył do swej ostatniej kampanii.

Wojna rozpoczęta 1 września 1939 roku przez Niemcy w miesiąc zweryfikowała dotychczasowe myślenie o nowoczesnej wojnie. O tym jak wyglądały walki i zdawanie egzaminu z tradycji świadczą dziesiątki cmentarzy wojennych, gdzie spoczywają obrońcy Polski roku 1939. Ci, którzy tam spoczywają, bo podjęli walkę 1 września 1939 roku, byli przedstawicielami tradycji wieków dawnych, ukształtowani w tyglu najlepszych XIX wiecznych wzorców i z tym samym poczuciem obowiązku i dzielności dołączyli do poprzedników.

A jednak odchodząca dawna polska piechota i kawaleria zdobyła się swoja postawą w ciągu kampanii 1939 roku na stworzenie nowej legendy – legendy żołnierzy polskiego września, która może nie tyle przesłoniła stare zasługi polskich żołnierzy, ale wprowadziła zupełnie nową jakość w polskiej tradycji wojskowej.

Rzadko się bowiem zdarza, że następcy do rangi narodowych symboli podniosą wszystko co związane z wrześniowym Wojskiem Polskim. Z taką samą atencją traktowany jest orzełek z czapki jak polski karabinek wz. 1929 z wybitym na komorze zamkowej orłem i napisem„F. B. Radom”, orzeł ze sztandaru wojskowego jak i ocalony z otchłani wojny czołg TK-S. Jako kwintesencję polskości traktuje się kurtkę wprowadzoną w 1935 roku, a jako najbardziej typową polską czapkę – rogatywkę garnizonową wz. 1935 i polową wz. 1937. Piechota w okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej zajmowała dominującą pozycję w strukturze polskiej armii. Była zasadniczym, a zarazem najliczniejszym rodzajem broni. Piechotę, która zbudowała swój esprite de corps na polach bitewnych roku 1920, traktowano jako główną siłę armii, zdolną do wykonania wszelkich zadań bojowych. Problem ten podobnie ujmowały ówczesne regulaminy walki, podkreślając, że tylko piechota jest w stanie zdobyć określony teren i zniszczyć przeciwnika. Piechota stanowiła podstawę wszelkich kalkulacji naszych możliwości obronnych i porównań z innymi armiami.

Piechota stanowiła w czasie pokoju ponad 50% stanu Wojska Polskiego. W okresie zagrożenia wojennego, z chwilą mobilizacji dywizji rezerwowych, wielkość ta zwiększyła się do około 70%. Możliwości ekonomiczne II Rzeczypospolitej nie pozwoliły na wcześniejszą realizację przyjętego planu modernizacji i rozbudowy Wojska Polskiego. Dlatego też piechota wyruszająca na wojnę w 1939 roku niewiele różniła się od piechoty ukształtowanej przez doświadczenia walk 1914-1920. Podjęte w 1936 roku oraz kontynuowane w latach następnych próby unowocześnienia piechoty z całą pewnością przyczyniły się do zwiększania jej wartości bojowej, jednakże możliwości nasycenia piechoty nowoczesnym uzbrojeniem i sprzętem wojskowym były bardzo małe. Najbardziej odczuwalne zmiany nastąpiły w dziedzinie środków obrony przeciwpancernej, wyposażenia przeciwgazowego, nastąpiła również znacząca poprawa w sferze łączności.

Zmotoryzowanie przynajmniej niektórych pododdziałów dywizji piechotywymagało wielkich środków, ale przede wszystkim posiadania własnego, dobrze rozbudowanego przemysłu samochodowego, co nie było możliwe do wykonania w ówczesnych warunkach.Na sytuację taką miał wpływ stan gospodarki państwa, gdzie łatwiej było o konia, wóz i obrok niż samochód i stację paliwową, co przekładało się również na stan finansów i motoryzacji armii, w której na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych skadrowano większość dywizjonów samochodowych. Przykładowo w roku budżetowym 1935/36 kwota wydana na zakup paszy dla koni wynosiła 27 mln złotych i równała się kwocie wydanej na zakup sprzętu dla broni pancernej. Wedle stanu na 1.1.1935 roku w Polsce było tylko 4945 (1.1.1927 – 2966) samochodów ciężarowych i 1542 (1.1.1927 – 1012) autobusów, co znacznie ograniczało możliwości w zakresie motoryzacji piechoty. Długość dróg w połowie lat trzydziestych wynosiła 67141 km, z czego aż 22475 km (w 1927 – 26919 km) liczyły drogi gruntowe, bardzo źle przygotowane dla potrzeb ruchu motorowego. Najlepszy stan dróg notowano w byłym zaborze pruskim, najgorszy w województwach północno - wschodnich.

Między innymi z tego powodu polskie dywizjepiechoty miały bardzo małą zdolność manewrową, były w niewystarczającym stopniu wyposażone w broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą oraz artylerię ciężką.Wykorzystywanie trakcji konnej zarówno jako zasadniczego ciągu dla środków artylerii, jak i zaopatrzenia poważnie ograniczało możliwości piechoty w starciu z nowocześnie wyposażonym przeciwnikiem.

Poziom wyszkolenia pułków i dywizji piechoty polskiej w przededniu II wojny światowej należy ocenić jako dobry. Wobec niedomagań w dziedzinie uzbrojenia wielkich jednostek piechoty, w sytuacji gdy działań manewrowych dywizji nie można było oprzeć o takie trwałe czynniki, jak siła ognia i manewrowość, w przyjętej doktrynie szkoleniowej położono nacisk na inne, niematerialne czynniki wartości bojowej wojsk, takie jak: wysokie morale, wytrzymałość, upór oraz zakładana wyższość polskiego systemu dowodzenia, które miały rekompensować przewagę potencjalnego przeciwnika w technicznych środkach walki.

Niestety o wartości piechoty nie decydowało wyłącznie jej wyszkolenie. Doświadczenia konfliktów lokalnych końca lat trzydziestych wykazały, że najlepiej wyszkolona piechota, nie posiadająca odpowiedniego uzbrojenia i sprzętu ponosiła klęskę. W tej sytuacji nadmierne eksponowanie czynnika moralnego przy jednoczesnej niemożności zapewnienia należytego zabezpieczenia materiałowego działań stanowiło o faktycznej wartości polskich pułków i dywizji piechoty.

Dlatego też piechota polska, której ruchliwość i domniemana siła opierała się na trakcji konnej i nogach piechura oraz liczebności bagnetów musiała ponieść porażkę w konfrontacji z przeciwnikiem, który dysponował przewagą techniczną, materiałową, wyższymi możliwościami manewrowymi oraz praktycznie niemalże nieskrępowanymi możliwościami działania w powietrzu. Dopiero takie porównanie daje rzeczywisty obraz możliwości polskiej piechoty, która po wielokilometrowych, uciążliwych całonocnych przemarszach zmuszona była wchodzić do walki bez należytego wsparcia ogniowego oraz zaopatrzenia, nierzadko pod bombami i ogniem broni pokładowej samolotów przeciwnika. Stąd też często nadmiernie powtarzane opinie o tym, że żołnierz polski starał się wykonać we wrześniu 1939 roku niewykonalny obowiązek nie jest sloganem, lecz zawiera głęboką prawdę.

Należy jednak obiektywnie stwierdzić, że w konfrontacji z dobrze dowodzonymi oddziałami piechoty polskiej, szybkość przemieszczania się dywizji niemieckich raptownie zmniejszała się i musiały one poświęcić znaczne ilości czasu, sił i środków, by ponownie otworzyć sobie dalszą drogę marszu. Mimo, że piechota polska nie mogła odnieść zwycięstwa w tej kampanii to w wyniku konfrontacji przyjętych rozwiązań organizacyjnych, sztuki dowodzenia i pokojowej praktyki szkoleniowej w warunkach wojny okazało się, że w dzień po zakończeniu kampanii 1939 roku armia niemiecka nie była w stanie przeprowadzić jakiejkolwiek operacji i potrzebowała wielu miesięcy, aby odbudować swe zapasy materiałowe.

Mobilizacja alarmowa zarządzona na dzień 24 sierpnia 1939 roku nastąpiła w sytuacji gdy pułki i dywizje piechoty Wojska Polskiego realizowały przedsięwzięcia szkoleniowe w ramach koncentracji letnich. które w związku ze wzrastającym zagrożeniem wojennym odbywały się w pobliżu garnizonów. Równocześnie ze szkoleniem pododdziałów i oddziałów trwały intensywne przygotowania wojenne, w ramach których odbywała się wymiana części uzbrojenia na nowe wzory.

Piechota składała się z 90 pułków piechoty ( w tym 6 pułków strzelców podhalańskich), trzech batalionów strzelców i kilku jednostek fortecznych. Pułki tworzyły 30 dywizji piechoty stanu pokojowego. Dywizja piechoty była wielką jednostką w rozumieniu planów mobilizacyjnych.Należy zaznaczyć, że stan czasu pokoju dywizji kształtował się na poziomie 1/3 stanów wojennych i różnił się zasadniczo od etatów przewidzianych na czas wojny. Obejmował oprócz dowództwa ze sztabem 3 pułki piechoty, pułk artylerii lekkiej, kompanię łączności i ośrodek sapersko-pionierski.

 

Znany badacz dziejów Wojska Polskiego w 1939 roku Andrzej Wesołowski w monografii 84 pułku strzelców poleskich[1] wysunął interesujące wnioski dotyczące analizy strat podczas kampanii w 1939 roku.

Działania wojenne tego pułku we wrześniu 1939 r. podzielił na trzy okresy. Pierwszy okres (1-5.09.1939) wg. Niego charakteryzował się stosunkowo dużym wysiłkiem bojowym, toczonym jednak na pozycjach przygotowanych do obrony. W tym okresie pułk stoczył dwie całodzienne walki nad Wartą i Widawką, a IV batalion 1 września stoczył bój pod Mokrą. Mimo przewagi liczebnej i technicznej nieprzyjaciela, dysponującemu poza tym swobodą manewru, nie udało się przełamać pozycji pułku, który bronił się twardo i zaciekle, włamania likwidując przeciwuderzeniami. Nacierająca piechota niemiecka poniosła duże straty. Walki ujawniły wysoki poziom wyszkolenia bojowego, duch był znakomity. O stanie moralnym świadczą stosunkowo niewielkie straty – głównie w zabitych i rannych. Pododdziały funkcjonowały zadawalająco, żołnierze byli nakarmieni i zaopatrzeni w amunicję, sprawnie odsyłano rannych na tyły, co przekładało się na zaufanie do dowódców, na wiarę w pomoc sojuszników i zwycięstwo. Decyzje opuszczenia stanowisk przyjęto z goryczą i niechętnie opuszczano linie obrony, którą sami przez wiele tygodni budowali i które wytrzymały próbę wojny.

Trwające 8 dni walki odwrotowe były najtrudniejszym okresem tego pułku w kampanii. Pomimo, że natężenie działań wzrosło nieco w porównaniu z poprzednim etapem, ale ani ilość stoczonych walk, ani też liczba przebytych kilometrów nie oddaje w pełni dramatyzmu odwrotu. Oddziały maszerowały nocami, w dzień kryjąc się w lasach dających ochronę przed atakami lotnictwa. Noce wypełnione były marszem, dni walką albo zajmowaniem stanowisk. Niekiedy godzina wypoczynku była luksusem. Przemęczenie, okaleczone nogi żołnierzy, bezdroża i drogi rozjechane setkami kół wpłynęły poważnie na zmniejszenie wydajności marszowej. Zanikał porządek marszu i dyscyplina. Udręką były niekończące się tabory skutecznie tarasujące wszystkie drogi. W miarę wyczerpywania się sił żołnierzy i potęgującego się znużenia zdarzało się, że pojedynczy wóz, którego woźnica zasnął wstrzymywał marsz całej kolumny. Gdy noc okazała się za krótka dla osiągnięcia nakazanego rejonu pułk maszerował w ciągu dnia wystawiony na działanie lotnictwa.

Analiza działań odwrotowych pułku dowiodła, że główną przyczyną rozkładu pododdziałów i nadmiernych strat była nie zaciętość stoczonych walk, lecz wyniszczający siły morderczy odwrót.

Działania taktyczne w odwrocie paraliżował brak łączności i map, rozkład aparatu kwatermistrzowskiego i służb oraz katastrofalna sytuacja rannych.

Dnia 8 września 1939 roku przestało działać kwatermistrzostwo pułku. W miarę postępującej jego dezorganizacji głód stawał się nieodłącznym towarzyszem żołnierza. Ciężar organizacji zaopatrzenia przeszedł na pododdziały, żołnierze często żywili się własnym przemysłem. Wkrótce dołączył dotkliwy brak amunicji. Zdezorganizowana została również służba sanitarna. Sytuacja rannych była opłakana, wielu trzeba było pozostawić na polu walki bez opieki lekarskiej.

Przybycie pułku do Kazunia wieczorem 13.9 rozpoczęło rozdział dwutygodniowych działań w obronie twierdzy modlińskiej (14-29.9). Ocalałe szczątki pułku zaczęły się w szybkim tempie Rozrastać. Do szeregów powrócili żołnierze, którzy mimo odłączenia podczas odwrotu ukrycie szukali swojej jednostki mnie tracąc nadziei, że ponownie się z nią połączą. Stany liczbowe uległy podwojeniu, 16.9 powstał III batalion. Duma ze spełnionego obowiązku, ciepła strawa i kilkanaście godzin odpoczynku w murach twierdzy sprawiły, że na wychudłych i zczerniałych twarzach znów pojawiła się iskierka optymizmu.

Po trzech dniach (16-18.9) samodzielnych walk w Puszczy Kampinoskiej pułk wszedł w skład przedmościa kazuńskiego. Mimo niezbyt dużego natężenia działań, które przybrały charakter walk pozycyjnych tydzień spędzony na stanowiskach pod Kazuniem był jednym z najcięższych. Bezsenne noce, ustawiczne czuwanie, brak odpoczynku i wiadomości oraz coraz bardziej dokuczliwy głód towarzyszył pułkowi do kapitulacji. Nieprzerwany ostrzał artylerii i ciągłe bombardowania były najcięższą chyba próbą odporności psychicznej. Ostatnie walki stały się miernikiem wartości żołnierza do końca trwającego na straconych placówkach ze świadomością, że kampania została przegrana.

Chociaż brak danych nie pozwolił na liczbowe odtworzenie strat poniesionych przez pułk podczas kampanii, można ze stosunkowo dużą dokładnością ustalić straty względne w stosunku do stanu wyjściowego pułku.

Straty 84 pułku strzelców poleskich w kampanii wrześniowej. (100% - stan pułku w dniu 1.9.1939 r.)

Okres

Straty w %

Oficerowie

Szeregowi

1 – 5.9

5

20

6 – 13.9

42

55

14 – 29.9

5

5

 

W pierwszym okresie wojny (do 5 września) podczas walk w rejonie przygotowanym do obrony straty wyniosły zaledwie 5% oficerów i około 20% podoficerów i strzelców. Przeważali zabici i ranni, liczba zaginionych była niewielka. Rozkład strat był bardzo nierównomierny. Poważne straty (50% stanu) poniósł 2 września 1939 roku II batalion, ucierpiały kompanie przeciwpancerna i zwiadowców, zmniejszyły się również stany kilku innych kompanii.

Równocześnie z fragmentarycznych danych wynika, że niektóre pododdziały (np. pluton artylerii) w ogóle nie doznały uszczerbku, inne (np. pluton łączności pułku, 1 kompania, I/11 kompanii, III/12 kompanii) poniosły straty minimalne. Rozmiary strat świadczą o dobrym wyszkoleniu, zaufaniu do dowódców i odporności psychicznej.

Rozmiary działań w okresie odwrotu niewiele odbiegały od etapu poprzedniego. Tymczasem straty zwiększyły się kilkakrotnie (42% oficerów oraz 55% szeregowych). Równocześnie znacznie wzrósł udział zaginionych w całości strat, ich procent znacznie przewyższał straty krwawe. Zabitych i rannych było stosunkowo niewielu – znacznie większe były straty wynikłe na skutek okaleczenia nóg i niezdolności do dalszego marszu z powodu wyczerpania organizmu. Ubytki marszowe spowodowane były przemęczeniem, nagłymi zmianami sytuacji i upadkiem dyscypliny marszowej. Gubili się poszczególni żołnierze i całe plutony. Przeważnie niewielkie były sznase na odnalezienie swojego pułku.

Kryzys nastąpił pod Brzezinami 8 września 1939 roku. Mimo słabej styczności z nieprzyjacielem z plątaniny pomieszanych oddziałów i taborów pułk wyszedł poważnie uszczuplony z największymi stratami jakich doznał podczas kampanii[2]. Wielkość strat marszowych, w znacznej części usprawiedliwionych warunkami odwrotu, świadczy jednocześnie dobitnie o upadku ducha, wyniszczeniu sił fizycznych i kryzysie psychicznym wywołanym klęską i beznadziejnością położenia. Żołnierz źle znosił psychozę odwrotu niezgodnego z jego naturą. Wiele zależało od dowódców. Stanowczość – opanowanie a niekiedy i brutalna reakcja oficerów wielokrotnie znacznie osłabiła skutki paniki, natomiast pododdziały, których dowódcy nie panowali nad sytuacją szybko poszły w rozsypkę.

Straty poniesione w obronie Modlina wynosiły 5% oficerów i 5% szeregowych w stosunku do stanu pułku z pierwszego dnia wojny. W czasie walk pozycyjnych byli głównie zabici i ranni, inne rodzaje strat nie osiągnęły większych rozmiarów. Ponoszone straty pochodziły głównie od ognia artylerii, moździerzy i bomb lotniczych. W porównaniu z natężeniem ognia niemieckiego dokumentują one proces odbudowy morale, wzrost ducha bojowego, ofiarność i dobre wyszkolenie oraz opanowanie oddziałów przez dowódców.

Opisana przez Andrzeja Wesołowskiego sytuacja w pułkach piechoty jest symptomatyczna dla wielu pułków w kampanii 1939 roku. Tam gdzie dbano o żołnierza zapewniając mu dobre warunki do toczenia boju, tam w znakomity sposób sprawdzało się umundurowanie i wyposażenie żołnierzy piechoty. Warto przytoczyć tu także przykład 20 dywizji piechoty walczącej pod Mławą, która w dniach 1-4 września funkcjonowała wzorowo w zakresie działań kwatermistrzowskich, zapewniając dobre warunki walki żołnierzom. Innym przykładem dobrej pracy kwatermistrzowskiej są dzieje 14 dywizji piechoty z Armii Poznań, której żołnierze piechoty przeszli pieszo w ciągu 1-8 września 1939 roku ponad 300 km spod Poznania do pozycji wyjściowych do bitwy nad Bzurą. Pomimo dużego wysiłku marszowego batalionów, dobrze działające służby pomagały w utrzymaniu dobrej kondycji żołnierzy.

Dbałość o żołnierzy, o ich zaopatrzenie, znajduje odzwierciedlenie  podczas obrony Warszawy, Lwowa czy Helu.

W podejmowanych badaniach historycznych rzadko pamięta się o tych szeregowych i oficerach, którzy w trudnych warunkach kampanii 1939 roku stali w cieniu toczących się walk jednostek liniowych. Niepamięć zatarła cichych bohaterów mobilizacji – oficerów mobilizacyjnych i podległych im podoficerów, organizatorów transportów kolejowych, kierowników składnic, wykonawców mundurów, oporządzenia i tysięcy przedmiotów niezbędnych wojsku. Nie pamięta się o tych, którzy zaopatrywali żołnierzy, dbali o ich strawę, możliwość umycia się, amunicję, starali się organizować służby sanitarne i ratować życie rannych. Niezbyt często pisze się o woźnicach biedek, wozów taborowych i taczanek, kuchni polowych, którzy starali się, aby w chaosie wrześniowych przemarszy ocalić jak najwięcej z majątku wojskowego i dowieźć go jak najbliżej linii obrony. Zostali w cieniu wrześniowych dni, często zapomniani i niedocenieni.

W kampanii 1939 roku oddziały piechoty spełniły swój obowiązek, walcząc bohatersko z najeźdźcą niemieckim i radzieckim, a wiele z nich zasłużyło na odznaczenie. Działająca na emigracji Kapituła Orderu Wojennego Virtuti Militari zachowując ciągłość swojego działania, aż do 1966 roku rozpatrywała wnioski odznaczeniowe, aby w dniu 11 listopada 1966 roku opublikować ich listę[3].

Związane to było z wieloma problemami emigracyjnej egzystencji, brakiem dostępu do dokumentów i koniecznością żmudnej weryfikacji wniosków.

Rzecz jasna nadanie te miały znaczenie symboliczne, ponieważ w latach 60-tych nie istniał już żaden z odznaczanych oddziałów, nie udało się zachować wszystkich sztandarów, a niektóre w wyróżnionych oddziałów ich nie miały. Z tego też powodu nadane przez Kapitułę wyróżnienia były tylko symbolicznym uhonorowaniem formacji[4].

Za kampanię 1939 roku w Polsce odznaczono: 2 Pułk Piechoty Legionów, 4 Pułk Strzelców Podhalańskich, 21 Warszawski Pułk Piechoty, 31 Pułk Piechoty Strzelców Kaniowskich, 36 Pułk Piechoty Legii Akademickiej, 43 Pułk Piechoty Legionu Bajończyków, 49 Pułk Piechoty Strzelców Kresowych, 64 Pułk Piechoty, 73 Pułk Piechoty, 84 Pułk Piechoty Strzelców Poleskich, 1 Morski Pułk Strzelców, 2 Morski Pułk Strzelców, Batalion Obrony Narodowej „Gdynia 1” i załoga Składnicy Tranzytowej na Westerplatte.

Dwóm pułkom piechoty, 6 Pułkowi Piechoty Legionów oraz 35 Pułkowi Piechoty, które zasłużyły na odznaczenie za kampanię 1939 roku, a miały już nadany Order VM, Kapituła postanowiła nadać prawo do noszenia przy sztandarze biało czerwonej wstęgi z napisem: „Wyróżniony za niezwykłe męstwo w kampanii 1939 roku w Polsce”[5].



[1] Andrzej Wesołowski, „My Strzelcy Polescy”, Warszawa 2007, str, 179-181.

[2] Według szacunkowych obliczeń rano 8.9 pułk liczył 90-100 oficerów (80%) oraz około 1700-1800 szeregowych tj. około 40-50% stanu wyjściowego (np. stany kompanii strzeleckich III batalionu wahały się od 50-60% stanu z 1.9, a pluton II/1 kompanii do 8.9 posiadał jeszcze 85% żołnierzy). Wieczorem tegoż dnia, w dwóch osobnych zgrupowaniach, zebrało się około 55 oficerów (35%) i 1000-1100 szeregowych (25%).

[3] Pamiętać należy, że rok 1966 był w polskim kościele katolickim i na emigracji przypomnieniem 1000-lecia chrztu Mieszka I w 966 roku.

 

[5] Dopiero po odzyskaniu w 1989 roku niepodległości Kapituła Krzyża Orderu Wojennego Virtuti Militari dokonała przeniesienia Krzyży VM na sztandary tych oddziałów współczesnego Wojska Polskiego, które są kontynuatorami tradycji odznaczonych formacji II RP

Zobacz galerię zdjęć:

Piotr Rusiniak - rekonstrukcja Bzura
Piotr Rusiniak - rekonstrukcja Bzura Andrzej Klimczuk - rekonstrukcja Bzura Andrzej Klimczuk - rekonstrukcja Bahna Piotr Rusiniak - rekonstrukcja Bzura Łukasz Wojtczak - rekonstrukcja Bzura Piotr Rusiniak - rekonstrukcja Bzura Piotr Rusiniak - rekonstrukcja Bzura
jazlowiak
O mnie jazlowiak

fascynat historiozofii i procesów powtarzajacych się co pewien czas, które możemy przewidzieć, a z lenistwa nam się nie chce

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura